Mira

Nigdy nie miałam łatwego życia i jeszcze jakby, kłopotów było mało w 2013 r zachorowałam na nowotwór jajnika. Nieudane małżeństwo z mężem alkoholikiem, samotne wychowywanie dwójki dzieci, praca ponad moje siły, później problemy córki z zajściem w ciążę.- już nie mogę doczekać się emerytury- mówiłam sobie.

Kiedy na początku 2013 r bolał mnie dół brzucha tłumaczyłam, że to pewnie przez dźwiganie towaru w hurtowni. Z tygodnia na tydzień dolegliwości się nasilały, więc w końcu udałam się do przychodni, ani lekarz rodzinny ani ginekolog nie zauważyli nic niepokojącego. Mijały kolejne miesiące, odwiedzałam kolejnych specjalistów. Niestety, bez efektów. Czułam się coraz gorzej.

Dopiero pół roku później dostałam skierowanie do szpitala z podejrzeniem torbieli na jajnikach. Potem, była operacja po której dowiedziałam się, że jest to nowotwór złośliwy.

– zastosujemy chemioterapie, jest pani jeszcze młoda, da pani radę – przekonywał lekarz.

O dziwo,choć sytuacja była poważna, wcale nie czułam strachu. Trudno mi było jednak powstrzymać łzy.

– Rak to nie wyrok – córka nie pokazywała po sobie, że ją to też ruszyło.

Byłam jej za to wdzięczna, bo dodawała mi sił i wciąż przy mnie była. Po pierwszej chemioterapii, poprosiłam ją, żeby przywiozła maszynkę do golenia. Przyjechała z szampanem i urządziłyśmy sobie…zabawę.

– Tnij, nie chcę patrzeć jak mi włosy wypadają – powiedziałam.

Zrobiłyśmy zdjęcia przed i po strzyżeniu- popatrzyłam w lustro – myślałam, że będzie gorzej- powiedziałam do siebie.

Moje dzieci były niezastąpione, córka codziennie dbała o moją dietę. Kupowała książki, o odżywianiu dla osób z nowotworem. Syn nieustanie wysyłał sms-y, pilnował, bym trzymała się dzielnie.

Dzięki im czułam się silniejsza. W tych trudnych momentach miałam przy sobie więcej dobrych Aniołów.

– modlimy się za Ciebie – zapewniały koleżanki.

A ja czułam, że ogarnia mnie spokój.” Bóg wyciągnął mnie z niejednej opresji – teraz też nie zostawi mnie samej” – myślałam.

W połowie 2013 r zakończyłam leczenie. I wtedy syn oświadczył, że w sierpniu przyszłego roku będzie się żenił.

– ucieszyłam się ! – przecież na weselu syna muszę być w pełni zdrowa.

To, dało mi ogromną siłę i determinację. Ledwo co ochłonęłam po tej wiadomości, a córka powiedziała, że będę babcią.

– nie wierzę! To prawdziwy deszcz szczęścia ! – płakałam z radości.

Okazało się, że kiedy wreszcie córka przestała myśleć o dziecku, bo skupiła się na moim zdrowiu, zaszła w upragnioną ciążę! Teraz już nie miałam cienia wątpliwości.

Wyzdrowieję!!! Mam wspaniałe dzieci i muszę przecież zobaczyć wnusia! – myślałam.

– to niesamowite- jak Pan Bóg pokierował naszym życiem.

Teraz w końcu jestem w pełni szczęśliwa, mam upragnionego wnuka , wspaniałą rodzinę zdrowie i jeszcze doczekałam się emerytury 🙂 Nie siedzę jednak w domu. Szkoda mi na to czasu. Uczestniczę w spotkaniach Akademii Walki z Rakiem i Stowarzyszenia Eurydyki.,mam tam wiele przyjaciół, śmiejemy się, rozmawiamy na różne tematy, o dzieciach,wnukach naszych doświadczeniach.

– żeby wyzdrowieć, ważne są : dieta, pozytywne nastawienie i bliscy, którzy są obok – powtarzam koleżankom, które walczą o zdrowie. Sama to wszystko przetestowałam i u mnie się sprawdziło. Dobra motywacja to podstawa. A jeśli są dzieci i wokół wspaniali ludzie, to nie może się nie udać.

Skip to content