W 2010 roku zachorowałam na nowotwór narządu rodnego…
W momencie diagnozy świat mi się zawalił, tysiące myśli zajmowały moją głowę, żyłam jak nieprzytomna. Mąż za wszelka cenę starał się przywrócić mnie do normalnego życia, zabierał do kina, restauracji, na wyjazdy, nic nie dawało mi radości. Nastoletni syn nieustanie pytał – Mamo, czy to rak?
W momencie diagnozy świat mi się zawalił, tysiące myśli zajmowały moją głowę, żyłam jak nieprzytomna. Mąż za wszelka cenę starał się przywrócić mnie do normalnego życia, zabierał do kina, restauracji, na wyjazdy, nic nie dawało mi radości. Nastoletni syn nieustanie pytał – Mamo, czy to rak?
Mimo tego, że ta choroba przewróciła mój dom do góry nogami, pozwoliła spojrzeć na świat inaczej, teraz dostrzegam te rzeczy, na które wcześniej nie zwracałam uwagi.
Kwiaty pachną intensywniej i trawa jest taka zielona…W czasie choroby spotkałam ludzi, którzy dali mi siłę, nauczyli jak dalej cieszyć się życiem. Dzisiaj patrzę na świat inaczej, problemu nie stanowi kontakt z chorymi, czy samo wejście do szpitala. Jestem wolna od myśli co będzie dalej, a najwięcej radości czerpię z tego, że mogę swoim świadectwem dawać nadzieję innym…